To nie jest kraj dla niecierpliwych ludzi.

W Urugwaju każdy ma czas i każdy marnuje go do woli, jednym z najbardziej ulubionych zajęć Urugwajczyków jest czekanie. A czeka się wszędzie, w sklepie, na przystanku, w urzędach. Dzięki temu Urugwajczycy mają czas by napić się mate i po prostu czekać.

Szczególnie uciążliwe dla mnie okazywało się czekanie w sklepach: mięsnych, papierniczych czy jeśli potrzebowałam kupić kilka pędzli i farbę do malowania. Więc najpierw trzeba było czekać w kolejce, by sprzedawca mógł podać mi towar, którego w danym sklepie potrzebowałam. Dla porządku każdy musiał pobrać numerek a potem następowało żmudne czekanie w kolejce, aż wszyscy przede mną złożą swoje zamówienia, wreszcie pada wyczekiwana przez nas cyfra. To znaczy, że teraz my możemy wybierać i przebierać a cierpliwy sprzedawca, kierując się dewizą – Klient nasz pan – będzie spełniał wszystkie nasze zachcianki. Po tym jak już udało nam się złożyć całe zamówienie – na przykład jedna pierś z kurczaka, trzeba było udać się do kasy, gdzie najczęściej też trzeba było czekać w kolejce, no bo te wszystkie numerki przed nami teraz muszą zapłacić. Dopiero po uregulowaniu należności można odebrać swój towar i tylko ja zastanawiałam się czy naprawdę ta jedna pierś z kurczaka warta była tego całego czekania. System numerkowy jest powszechny i obowiązuje prawie wszędzie, więc wchodząc do jakiegokolwiek sklepu czy instytucji warto się rozejrzeć za stojakami z numerkami i tablicami gdzie wyświetlają się kolejne numerki.

W urzędach też się najczęściej dużo czeka, bo system opiera się na „Widzimisie” danego urzędnika, a mu się najczęściej nie widzi, bo po co, skoro może sobie posiedzieć i nic nie robić. Tak więc szybko minęła moja radość, gdy wyznaczyli mi spotkanie na godzinę 10 w urzędzie imigracyjnych. Zgodnie z moją europejską punktualnością stawiłam się o 9.45 i szybko przekonałam się, że godzina jest pojęciem co najmniej abstrakcyjnym, nie mającym wiele wspólnego ze wskazówkami na zegarku, bo jak przyszłam na 9.45 to czekałam do 11.40 na to, żeby jakiś urzędnik podjął się tego wysiłku i przyjął moje papiery o rezydenturę. Dodam, że w tym czasie z zainteresowaniem się im przyglądałam a oni nie wyglądali na zainteresowanych robieniem czegokolwiek.

Urugwajskie zamiłowanie do wyznaczania godzin objawia się też bardzo wyraźnie w służbie zdrowia. Do lekarza zawsze dostajemy numerek z konkretną godziną tak jak pozostałe 15 osób i tylko ja się zastanawiam jak dany lekarz ma zamiar obsłużyć wszystkich pacjentów na tą samą godzinę. Reszta po prostu spokojnie czeka.

A jeśli ktoś lubi sobie jeszcze poczekać to zapraszam do banku, jakiegokolwiek, tam kolejki zawsze są nieskończone i można naprawdę wprawić się w czekaniu. Banki niestety należą do dość uprzywilejowanych instytucji, bo pracują najczęściej od 12 do 17 bez sobót oczywiście, więc na czekanie w bankach nie ma za dużo czasu. Sam system bankowy też niestety do najbardziej wydolnych chyba nie należy. Żeby otworzyć zwykłe konto, na które pracodawca mógł mi przelewać moje ciężko zarobione peso musiałam czekać około 3 tygodni i do tego przedstawić dowód zamieszkania (wystarczył jakiś rachunek za wodę czy prąd potwierdzający, że mieszkam pod danym adresem), potwierdzenie, że jestem zatrudniona – coś w rodzaju wpisu do urugwajskiego odpowiednika ZUS-s. (BPS), podpisanie co najmniej 10 różnych papierków, w tym czasie musiałam iść do banku dwa razy i wysłać kilkanaście e-maili. A po tym wszystkim dostałam kartę debetową, która mogłam używać tylko na terenie Urugwaju, bo za taką międzynarodową to już by mnie dodatkowo kasowali. Odpuściłam, bo pewnie długo bym na taką kartę czekała.

To co najbardziej zadziwia to spokój i pokora z jakim Urugwajczycy przyjmują konieczność czekania. Az chce się zazdrościć ile oni maja czasu.

Jedna uwaga do wpisu “To nie jest kraj dla niecierpliwych ludzi.

Dodaj komentarz